sobota, 9 maja 2015

Zemdleć można ze śmiechu, czyli 32 omdlenia w Teatrze Polonia.

- Idę na Czechowa, więc nie będzie za tydzień zajęć - mówię moim dzieciakom ze szkoły językowej. 
- A gdzie chowa? - krzyczy jeden z chłopców, który zawsze ma coś do powiedzenia.
- Ale kto? - pytam zdziwiona, jest piątkowe po południe po intensywnym tygodniu, więc niemałą trudność sprawia mi łączenie faktów.
- No ten Czech cały. Co on chowa i po co?
Śmieję się, a chłopiec robi złą minę, bo jemu wcale nie jest do śmiechu - chce jak najszybciej dowiedzieć się, co też takiego chowa ten cały Czech, że jego pani od angielskiego koniecznie musi go zobaczyć.
- Hm - zastanawiam się jak wybrnąć - chowa Krystynę Jandę, Jerzego Stuhra i Ignacego Gogolewskiego w 32. omdleniach. Znacie ich?
- Ja znam Jandę, ona jest najlepszą polską aktorką, prawda? Ale czemu oni będą mdleć i to na dodatek aż 32 razy?...
- Nie mam pojęcia - wzruszam ramionami - ale mam nadzieję, że ja nie zemdleję ze wrażenia, widząc na scenie takie trio.

Nie zemdlałam, za to popłakałam się ze śmiechu kilkakrotnie. Czytałam Czechowa już nie raz i nie dwa - nie znać Mew, Trzech Sióstr czy Wiśniowego sadu byłoby co najmniej dziwne - ale przyznaję się bez bicia, że nigdy nie sięgnęłam po mniej znane jednoaktówki. Jak to dobrze, że istnieje Teatr Polonia i rzuca światło na nieco schowane w cieniu sztuki, teksty, sprawy, wydarzenia, ludzi.
32 omdlenia Czechowa są jak magnez - przyciągają dosłownie wszystkim: obsadą, mistrzowsko napisanym tekstem, kostiumami. Na scenie stoją tylko trzy krzesła (do których w Historii zakulisowej dołącza garderobiany wieszak na ubrania), a mimo tego widz ma wrażenie, że właśnie znalazł się w innym świecie, z którego wcale nie ma ochoty się wracać. A wszystko to dzięki fenomenalnej grze aktorskiej.
Bezsprzecznie pierwsze skrzypce gra Jerzy Stuhr. Widziałam chyba wszystkie filmy, w których zagrał, przeczytałam każdą jego książkę, ale zobaczenie Stuhra na scenie było moim debiutem. Przez cały spektakl czułam się onieśmielona. Że też można tak grać! Całym sobą - słowem, gestem, tonem głosu. Właściwie aż do teraz trudno mi uwierzyć, że wszystko było tylko grą - aktorstwo Stuhra wydaje mi się tak naturalne, że byłabym skora uwierzyć, że on naprawdę jest z innych czasów, naprawdę drga mu powieka, gdy się złości, naprawdę pilnie żąda zwrotu pieniędzy i tak dalej, i tak dalej. Aż chciałoby się zawołać: ciemność, widzę ciemność... przed oczami - z zachwytu!
Zobaczyć gotującą się Krystynę Jandę - to również był mój debiut. A jednocześnie bodziec, do uświadomienia sobie jak wielką mają moc Czechow i Stuhr, którzy zostali wczoraj przeze mnie okrzyknięci liderami w produkowaniu endorfin. Nie będę po raz enty rozkładać na czynniki pierwsze fenomenu aktorstwa Jandy, ale nie mogę też przemilczeć znakomitej kreacji Natalii (w drugiej części spektaklu - Oświadczynach). Nonszalancja połączona z niesamowitym wdziękiem. Nie sposób było oderwać oczu. Ktoś za mną szepnął: ona jest niezastąpiona, a ja przytaknęłam mu w duchu po stokroć.
I Ignacy Gogolewski! Samym zaszczytem jest móc zobaczyć go na scenie, choćby przez kilka sekund. Tymczasem w 32 omdleniach dostajemy potężną dawkę gogolewskiego mistrzostwa. Sposób, w jaki się wypowiada, w jaki buduje postać jest równie zachwycający, co niemożliwy do podrobienia. Mało współczesnych aktorów dba o taką czystość wypowiedzi, o rytmikę, modulację, właściwe akcentowanie. Słuchając go, miałam wrażenie, że podobałoby mi się nawet wtedy, gdy czytałby instrukcję obsługi żelazka. Gdyby udało mi się kiedyś dojść choć w połowie do takiej dykcji, jaką może pochwalić się Gogolewski, byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi.
Tak naprawdę trudno pisać o każdym z aktorów z osoba, bo tak naprawdę są oni idealnie skomponowaną całością. Da się odczuć, że aktorskiemu trio wspólne przebywanie na scenie po prostu sprawia przyjemność. A dzięki temu widzom udziela się atmosfera przyjaźni - czują się swobodnie, żywo reagują na komiczne sytuacje.
Już nic więcej Wam nie zdradzę, poradzę jedynie, żeby na któryś z wieczorów kupić bilet do Teatru Polonia i pozwolić sobie na niezwykłą podróż pełną uśmiechu i płynącej ze sceny serdeczności.
Aktorom, reżyserowi, twórcom - kolejnych 150. spektakli (dzisiaj święto!) z niesłabnącą frekwencją i entuzjazmem. Żebyście, tak jak Czechow, żyli wiecznie!

Zdjęcie ze strony Teatru Polonia KLIK
Ja z pewnością wybiorę się na ten spektakl w niedalekiej przyszłości jeszcze raz. Omdlewać ze śmiechu w takim towarzystwie to czysta przyjemność!

Tymczasem znikam na 33. FST i Mistrza i Małgorzatę w wykonaniu studentów AT. Recenzję znajdziecie w nocy/nad ranem. Wyjątkowo nie tutaj, lecz na stronie festiwalowej gazety Tupot.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz