piątek, 26 grudnia 2014

Barańczak.

Odkryłam go w połowie gimnazjum.

Ojcze nasz, który nic nie wiesz, 
który nie patrzysz nawet na tę ziemię,
a tylko codzienną gazetą obwieszczasz, że świat, że nasz świat,
trwa uporządkowany: spójrz (...)

Czytałam go bez zrozumienia, trochę mechanicznie. Nie rozumiejąc czasów, w których pisał, nie znając kontekstu, dopasowując kolejne wersy do mojej, nie jego, rzeczywistości. Przez kilka miesięcy wymieniałam go jako ulubionego poetę. Potem, na długo, zapomniałam.
Naprawdę odkryłam go w liceum. Przetłumaczył ponad dwadzieścia dzieł Szekspira. Mojego Szekspira, który wciąż jest żywy na deskach setek teatrów. 
Zmarł po cichu, tak jak żył. Bez rozgłosu. Spotkałam się dziś z pytaniem: kim on jest? A przecież powinien znać go każdy kto choć raz czytał "Hamleta", "Romeo i Julię", "Makbeta", "Poskromienie złośnicy" w jego przekładzie.


Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.


Zamilkł. Teraz tylko słucha.

sobota, 20 grudnia 2014

Teatr nie tylko od święta

Dostać bilety do teatru na imieniny, urodziny, bez okazji - cudownie. Dostać bilet do teatru w Boże Narodzenie - najlepiej. Czy istnieją bardziej trafione prezenty? Nie dla mnie. Nie dla każdego kto choć raz poczuł zapach teatru. Prawdziwy zapach teatru.
W poprzednim wpisie przytoczyłam opowiedzianą przez Łapickiego anegdotę. Dla mnie od dziecka teatr miał specyficzny zapach i znakomicie rozumiem aktorkę, która potrafiła się nim zachwycić. Bo teatr zachwyca. Niezmiennie od tysięcy lat. A teatr i Boże Narodzenie mają pewną bardzo ważną wspólną cechę.
Magia. Pewna granica oddzielająca rzeczywistość od wyimaginowanego świata. Przekraczanie tej granicy. Co rok przy wigilijnym stole. Jak najczęściej na teatralnej widowni. Mieć szansę doświadczyć innego życia. Mieć szansę rozkochać się w tym innym świecie. Nie dać się zwariować i pozwolić sobie oszaleć.
Okres przedświąteczny i dużo teatralnych inicjatyw. Magia teatru miesza się z magią Świąt. Magia do potęgi drugiej.

Święty Mikołaju, przynieś jak najwięcej świątecznych biletów do teatru. Pozwól ludziom dotknąć cudu. Podwójnego.


sobota, 6 grudnia 2014

Kurtyna opada dla pijanych.

Im bardziej się kogoś kocha, tym bardziej jest się o kogoś zazdrosnym. Podobno. W ogóle - im bardziej się kogoś kocha, tym bardziej... Wszystko. Moja miłość do teatru już dawno osiągnęła apogeum (a mimo to wciąż rośnie!). I przez to czuję się za ten teatr odpowiedzialna. Odpowiedzialna za to, aby stanąć w jego obronie, gdy ktoś traktuje go źle. 
Odwiedziłam go wczoraj. Teatr Powszechny, Łódź, spektakl "Boeing, boeing" (recenzję postaram się dodać wkrótce; dziś chciałabym się skupić na mniej miłych aspektach). Teatr ma specyficzny zapach, za którym szaleję. Podobno nie wszyscy go czują, nie wszyscy rozpoznają. Czytałam ostatnio anegdotę, którą opowiadał Łapicki. O aktorce, która wchodziła do teatru i rozpływała się nad jego zapachem, a wszyscy wokół śmiali się, że aż tak można się roztkliwiać nad zapachem kurzu. Można, potwierdzam. Ale miało być nie o tym. Niestety.
Zamiast rzędu dwudziestego, czternasty. I dobrze, i niedobrze. Dobrze, bo bliżej raju (czyt. sceny). Niedobrze, bo bliżej... Tu dochodzimy do punktu kulminacyjnego, którym jest pijana widownia, a raczej jej część. Przyznaję, ja w teatrze też bywam pijana. Pijana szczęściem, zachwytem, melancholią (i inne poetyckie metafory). Ci państwo byli jednak pijani zwykłą, czystą wódką, która w połowie drugiego aktu przewróciła się pod krzesłem i spowodowała donośny huk. Głuche brzdęk rozeszło się po sali, a moje ciśnienie niebezpiecznie skoczyło w górę. Mogą się jedynie cieszyć, że dzieliły nas dwa rzędy. 
Czy Hemar byłby dumny z tych państwa? Szczerze wątpię. Mnie było wstyd. Mnie było przykro. I marzyłam tylko o jednym - zapaleniu światła, wstrzymaniu akcji na scenie, wyprowadzeniu rozkosznie pijanych przed publiczność i... Opuszczeniu kurtyny.
Symboliczne zamknięcie oczu z niechęci na patrzenie na ludzką głupotę.


Na głupotę patrzeć nie warto.