czwartek, 23 kwietnia 2015

Światowy Dzień Książki!

Podobno ludzie nie czytają. Ja mam to szczęście, że spotykam na swojej drodze coraz więcej takich ludzi, dla których książka jest elementem obowiązkowym do każdej kawy, herbaty, poranka, wieczora, nocy. A może podświadomie uciekam, gdzie pieprz rośnie od tych, którzy w swoim życiu nie przeczytali nic poza przymusowymi lekturami szkolnymi?
Dziś Światowy Dzień Książki. Celebrować go można na różne sposoby. Ja – z braku wystarczającej ilości czasu - znalazłam chwilę na czytanie… W autobusie. Ostatnio zdarza mi się to bardzo często. Autobusowe czytanie przysparza niemałych kłopotów, ale jednocześnie znakomicie rozwija zmysł równowagi, a dodatkowo możne je zaliczyć do uprawiania gimnastyki. W prawej dłoni jabłko i zakładka do książki, w lewej – książka, nogi szeroko rozstawione (bo zawsze akurat wtedy, gdy chcę czytać, brak jest wolnych miejsc do siedzenia), czujność w gotowości do szybkiej reakcji. Obserwuję czasem patrzące na mnie z politowaniem oczy współpasażerów. Ich spojrzenie mówi wprost – wariatka. Istnieją różne stopnie wariactwa, a to uznaję za dość łagodne i przyjemne, więc puszczam ich spojrzenia mimo oczu (im więcej czytam, tym tworzę więcej dziwnych neologizmów, metafor, zwrotów). Bo nie ma złej chwili do sięgnięcia po książkę, jest tylko złe nastawienie.

W księgarni witają mnie po nazwisku. Nie moim! Wyobraźcie sobie taką sytuację – mam do odbioru trzy książki, za którymi czekałam całe dwa dni (dwa dni czekania na książki – katorga! Nawet wtedy, gdy wie się, że będzie można je przeczytać dopiero za jakiś, bliżej nieokreślony, czas). Jest piątek po południu, biegnę na Piotrkowską, wpadam do księgarni, słyszę miłe „dzień dobry”, a tuż za nim pytanie: „Pani T. (tu pada nazwisko mojej przyjaciółki)?”. Nie wiem czemu nie wybuchłam śmiechem, ale sytuacja była co najmniej dziwna i uświadomiła mnie, że jest z nami – mną i panią T. – naprawdę… Dobrze! Poniekąd czuję się dumna z faktu, że nasza częstotliwość odwiedzania księgarni zaowocowała znajomością naszych nazwisk. Jesteśmy znane z czytania! Czy nie brzmi to idealnie?
Nie chodzę na spacery z kimś kto nie czyta. O łóżku nie będę nawet wspominać. Idę za to właśnie na rower (udało mi się - specjalnie dla książek - wrócić dziś do domu już po 17-ej!). Na szczęście moja kupiona niedawno damka (używana, bo pieniądze na nowy rower zostały w księgarni) zaopatrzona jest w koszyk. Kilka książek w plecak, plecak do koszyka i jadę szukać miejsca idealnego  -lepszego od autobusu! – do pochłonięcia kilkudziesięciu stron. Przyzwyczajona do czytania kilku książek jednocześnie, zniknę pewnie na dłużej (wypadałoby przeczytać choć kilka stron z każdej rozpoczętej książki…). Dziś zdobyłam cztery nowe egzemplarze, co prawda żaden z nich nie wyląduje za moment w rowerowym koszyku, ale w przyszłości na pewno pojadą ze mną na jakąś wycieczkę (rowerową, autobusową, tramwajową, pociągową, a może nawet lotniczą?).
Pozdrawiam panią T. – to tak samo mój jak i twój dzień, ale nie wysyłaj mi już więcej książkowych promocji! Bankructwo nie jest niczym przyjemnym. Chociaż, czego się nie zrobi dla nowej, pachnącej książki stojącej na twojej – nie sklepowej– półce…


PS Dziś powinno też być o Szekspirze – wieczności, mistrzu! – ale powoli. I do niego dojdziemy - mam nadzieję, że już niedługo .


4 komentarze:

  1. Ile książek czytasz miesięcznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, trudno mi tak operować teraz liczbami... Myślę, że około 5-10 miesięcznie. Nie mam zbyt dużo czasu, czytam tylko - tak jak napisałam - w podróży i nocą.
      W wakacje więcej :)

      Usuń
  2. Dobrze, że czytam. Jest szansa, ze pójdziesz ze mną na spacer ;d

    OdpowiedzUsuń