Podobno ludzie nie czytają. Ja mam to szczęście, że spotykam
na swojej drodze coraz więcej takich ludzi, dla których książka jest elementem
obowiązkowym do każdej kawy, herbaty, poranka, wieczora, nocy. A może
podświadomie uciekam, gdzie pieprz rośnie od tych, którzy w swoim życiu nie
przeczytali nic poza przymusowymi lekturami szkolnymi?
Dziś Światowy Dzień Książki. Celebrować go można na różne
sposoby. Ja – z braku wystarczającej ilości czasu - znalazłam chwilę na
czytanie… W autobusie. Ostatnio zdarza mi się to bardzo często. Autobusowe
czytanie przysparza niemałych kłopotów, ale jednocześnie znakomicie rozwija
zmysł równowagi, a dodatkowo możne je zaliczyć do uprawiania gimnastyki. W
prawej dłoni jabłko i zakładka do książki, w lewej – książka, nogi szeroko
rozstawione (bo zawsze akurat wtedy, gdy chcę czytać, brak jest wolnych miejsc
do siedzenia), czujność w gotowości do szybkiej reakcji. Obserwuję czasem patrzące
na mnie z politowaniem oczy współpasażerów. Ich spojrzenie mówi wprost –
wariatka. Istnieją różne stopnie wariactwa, a to uznaję za dość łagodne i
przyjemne, więc puszczam ich spojrzenia mimo oczu (im więcej czytam, tym tworzę
więcej dziwnych neologizmów, metafor, zwrotów). Bo nie ma złej chwili do
sięgnięcia po książkę, jest tylko złe nastawienie.
W księgarni witają mnie po nazwisku. Nie moim! Wyobraźcie
sobie taką sytuację – mam do odbioru trzy książki, za którymi czekałam całe dwa
dni (dwa dni czekania na książki – katorga! Nawet wtedy, gdy wie się, że będzie
można je przeczytać dopiero za jakiś, bliżej nieokreślony, czas). Jest piątek
po południu, biegnę na Piotrkowską, wpadam do księgarni, słyszę miłe „dzień
dobry”, a tuż za nim pytanie: „Pani T. (tu pada nazwisko mojej przyjaciółki)?”.
Nie wiem czemu nie wybuchłam śmiechem, ale sytuacja była co najmniej dziwna i
uświadomiła mnie, że jest z nami – mną i panią T. – naprawdę… Dobrze! Poniekąd
czuję się dumna z faktu, że nasza częstotliwość odwiedzania księgarni
zaowocowała znajomością naszych nazwisk. Jesteśmy znane z czytania! Czy nie
brzmi to idealnie?
Nie chodzę na spacery z kimś kto nie czyta. O łóżku nie będę
nawet wspominać. Idę za to właśnie na rower (udało mi się - specjalnie dla książek - wrócić dziś do domu już po 17-ej!). Na szczęście moja kupiona niedawno
damka (używana, bo pieniądze na nowy rower zostały w księgarni) zaopatrzona
jest w koszyk. Kilka książek w plecak, plecak do koszyka i jadę szukać miejsca
idealnego -lepszego od autobusu! – do
pochłonięcia kilkudziesięciu stron. Przyzwyczajona do czytania kilku książek
jednocześnie, zniknę pewnie na dłużej (wypadałoby przeczytać choć kilka stron z
każdej rozpoczętej książki…). Dziś zdobyłam cztery nowe egzemplarze, co prawda
żaden z nich nie wyląduje za moment w rowerowym koszyku, ale w przyszłości na
pewno pojadą ze mną na jakąś wycieczkę (rowerową, autobusową, tramwajową,
pociągową, a może nawet lotniczą?).
Pozdrawiam panią T. – to tak samo mój jak i twój dzień, ale
nie wysyłaj mi już więcej książkowych promocji! Bankructwo nie jest niczym
przyjemnym. Chociaż, czego się nie zrobi dla nowej, pachnącej książki stojącej
na twojej – nie sklepowej– półce…
PS Dziś powinno też być o Szekspirze – wieczności, mistrzu! –
ale powoli. I do niego dojdziemy - mam nadzieję, że już niedługo .
Ile książek czytasz miesięcznie?
OdpowiedzUsuńZależy, trudno mi tak operować teraz liczbami... Myślę, że około 5-10 miesięcznie. Nie mam zbyt dużo czasu, czytam tylko - tak jak napisałam - w podróży i nocą.
UsuńW wakacje więcej :)
Dobrze, że czytam. Jest szansa, ze pójdziesz ze mną na spacer ;d
OdpowiedzUsuńZdecydowanie działa to na plus :)
Usuń