sobota, 25 kwietnia 2015

Co łączy Andrzeja Seweryna z bykiem?

Niby nie wierzę w magię, a jednak łapię się na tym, że przywiązuję wagę do tego kto się kiedy urodził. Byk – to brzmi dumnie! Od małego słyszałam, że jestem dzieckiem szczęścia, bo nie dość, że urodziłam się w maju (najpiękniejszym miesiącu), to na dodatek siódmego (a siódemka podobno szczęśliwa, choć mi tam bliżej do szczęścia z trzynastką). Maj jak maj, siedem jak siedem, ale jestem Bykiem, a bycie Bykiem zobowiązuje do rzeczy wielkich. Dlaczego?
Zaczęło się od Englerta. Jeszcze jako dzieciak (mniejszy niż ten, którym jestem teraz), gdzieś w okolicach przełomu podstawówki a gimnazjum , zauroczyłam się grą aktorską Englerta. Brzmi to może nieco górnolotnie (co o aktorstwie może wiedzieć jedenastolatka, na dodatek nieco szurnięta?), ale tak rzeczywiście było. Szukając namiętnie informacji o Englercie, dokopałam się – co nie było trudne – do daty jego majowych urodzin, które obchodzi akurat w moje imieniny. Potem były inne wielkie nazwiska, które zaczynały mnie fascynować, a których nosiciele (jak to brzmi!) okazywali się Bykami. Z przykrością stwierdziłam, że moja teoria – Byk równa się najlepszy artysta – nie spełnia się w zetknięciu z datą urodzin Krystyny Jandy. Ale przecież wyjątek potwierdza regułę, ot co!

A dziś urodziny ma on. Oszalałam na jego punkcie wiele lat temu i jakoś to szaleństwo mi nie mija (i dobrze!). Niektórzy za nim nie przepadają, inni kochają. Ja podziwiam i z podziwu wyjść nie mogę, że tak idealnie obrazuje sobą przetransformowane przysłowie – aktor jest jak wino: im starszy, tym lepszy. Nie pamiętam ile kończy lat i nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia, bo bez względu na wiek jego gra aktorska i aparycja wywołują we mnie te same emocje. Zachwyt, szacunek, lekką zazdrość i motywację, by umieć kiedyś tak jak on interpretować Szekspira. Andrzej Seweryn – pisząc o nim, zupełnie zapominam o obiektywności. Na szczęście nie bywa zły czy gorszy, zawsze jest mistrzowski, więc nawet będąc mało obiektywną, nie przestaję być w swoim pisaniu wiarygodną.
Nienawidzę Mickiewicza, a "Pana Tadeusza" mogłabym oglądać ciągle. Bo Seweryn. I za Sienkiewiczem nie przepadam, a ekranizację "Ogniem i mieczem" pożeram wzrokiem. Bo Seweryn. Czy muszę wspominać, że "Dyrygenta" widziałam kilkakrotnie, zawsze nie mogąc oderwać od tego filmu oczu? Bo Seweryn i KJ. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, mnożyć zalety i zachwycać się grą, ale najtrudniej pisze się chyba o największych, bo każde słowo wydaje się być takie nieodpowiednie, że aż bezwstydnie banalne.
Mistrzowi wielu lat na scenie. Nałogowo kupuję bilety do Teatru Polskiego w Warszawie. I nałogowo ryczę, gdy scena zostaje niepełna - bo zabrakło na niej Mistrza! Proszę nie zostawiać nigdy teatru na pastwę losu bezsewerynowego, bo teatr może takiego szoku nie przeżyć.
Być Bykiem - jak Mistrz - to jest dopiero zaszczyt!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz