Niby nie wierzę w magię, a jednak łapię się na tym, że
przywiązuję wagę do tego kto się kiedy urodził. Byk – to brzmi dumnie! Od
małego słyszałam, że jestem dzieckiem szczęścia, bo nie dość, że urodziłam się
w maju (najpiękniejszym miesiącu), to na dodatek siódmego (a siódemka podobno
szczęśliwa, choć mi tam bliżej do szczęścia z trzynastką). Maj jak maj, siedem
jak siedem, ale jestem Bykiem, a bycie Bykiem zobowiązuje do rzeczy wielkich.
Dlaczego?
Zaczęło się od Englerta. Jeszcze jako dzieciak (mniejszy niż
ten, którym jestem teraz), gdzieś w okolicach przełomu podstawówki a gimnazjum ,
zauroczyłam się grą aktorską Englerta. Brzmi to może nieco górnolotnie (co o
aktorstwie może wiedzieć jedenastolatka, na dodatek nieco szurnięta?), ale tak
rzeczywiście było. Szukając namiętnie informacji o Englercie, dokopałam się –
co nie było trudne – do daty jego majowych urodzin, które obchodzi akurat w
moje imieniny. Potem były inne wielkie nazwiska, które zaczynały mnie
fascynować, a których nosiciele (jak to brzmi!) okazywali się Bykami. Z
przykrością stwierdziłam, że moja teoria – Byk równa się najlepszy artysta –
nie spełnia się w zetknięciu z datą urodzin Krystyny Jandy. Ale przecież
wyjątek potwierdza regułę, ot co!
A dziś urodziny ma on. Oszalałam na jego punkcie wiele lat
temu i jakoś to szaleństwo mi nie mija (i dobrze!). Niektórzy za nim nie
przepadają, inni kochają. Ja podziwiam i z podziwu wyjść nie mogę, że tak idealnie
obrazuje sobą przetransformowane przysłowie – aktor jest jak wino: im starszy,
tym lepszy. Nie pamiętam ile kończy lat i nie ma to dla mnie najmniejszego
znaczenia, bo bez względu na wiek jego gra aktorska i aparycja wywołują we mnie
te same emocje. Zachwyt, szacunek, lekką zazdrość i motywację, by umieć kiedyś
tak jak on interpretować Szekspira. Andrzej
Seweryn – pisząc o nim, zupełnie zapominam o obiektywności. Na szczęście
nie bywa zły czy gorszy, zawsze jest mistrzowski, więc nawet będąc mało
obiektywną, nie przestaję być w swoim pisaniu wiarygodną.
Nienawidzę Mickiewicza, a "Pana Tadeusza" mogłabym oglądać ciągle. Bo Seweryn. I za Sienkiewiczem nie przepadam, a ekranizację "Ogniem i mieczem" pożeram wzrokiem. Bo Seweryn. Czy muszę wspominać, że "Dyrygenta" widziałam kilkakrotnie, zawsze nie mogąc oderwać od tego filmu oczu? Bo Seweryn i KJ. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, mnożyć zalety i zachwycać się grą, ale najtrudniej pisze się chyba o największych, bo każde słowo wydaje się być takie nieodpowiednie, że aż bezwstydnie banalne.
Mistrzowi wielu lat na scenie. Nałogowo kupuję bilety do Teatru Polskiego w Warszawie. I nałogowo ryczę, gdy scena zostaje niepełna - bo zabrakło na niej Mistrza! Proszę nie zostawiać nigdy teatru na pastwę losu bezsewerynowego, bo teatr może takiego szoku nie przeżyć.
Być Bykiem - jak Mistrz - to jest dopiero zaszczyt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz