sobota, 6 grudnia 2014

Kurtyna opada dla pijanych.

Im bardziej się kogoś kocha, tym bardziej jest się o kogoś zazdrosnym. Podobno. W ogóle - im bardziej się kogoś kocha, tym bardziej... Wszystko. Moja miłość do teatru już dawno osiągnęła apogeum (a mimo to wciąż rośnie!). I przez to czuję się za ten teatr odpowiedzialna. Odpowiedzialna za to, aby stanąć w jego obronie, gdy ktoś traktuje go źle. 
Odwiedziłam go wczoraj. Teatr Powszechny, Łódź, spektakl "Boeing, boeing" (recenzję postaram się dodać wkrótce; dziś chciałabym się skupić na mniej miłych aspektach). Teatr ma specyficzny zapach, za którym szaleję. Podobno nie wszyscy go czują, nie wszyscy rozpoznają. Czytałam ostatnio anegdotę, którą opowiadał Łapicki. O aktorce, która wchodziła do teatru i rozpływała się nad jego zapachem, a wszyscy wokół śmiali się, że aż tak można się roztkliwiać nad zapachem kurzu. Można, potwierdzam. Ale miało być nie o tym. Niestety.
Zamiast rzędu dwudziestego, czternasty. I dobrze, i niedobrze. Dobrze, bo bliżej raju (czyt. sceny). Niedobrze, bo bliżej... Tu dochodzimy do punktu kulminacyjnego, którym jest pijana widownia, a raczej jej część. Przyznaję, ja w teatrze też bywam pijana. Pijana szczęściem, zachwytem, melancholią (i inne poetyckie metafory). Ci państwo byli jednak pijani zwykłą, czystą wódką, która w połowie drugiego aktu przewróciła się pod krzesłem i spowodowała donośny huk. Głuche brzdęk rozeszło się po sali, a moje ciśnienie niebezpiecznie skoczyło w górę. Mogą się jedynie cieszyć, że dzieliły nas dwa rzędy. 
Czy Hemar byłby dumny z tych państwa? Szczerze wątpię. Mnie było wstyd. Mnie było przykro. I marzyłam tylko o jednym - zapaleniu światła, wstrzymaniu akcji na scenie, wyprowadzeniu rozkosznie pijanych przed publiczność i... Opuszczeniu kurtyny.
Symboliczne zamknięcie oczu z niechęci na patrzenie na ludzką głupotę.


Na głupotę patrzeć nie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz