piątek, 14 sierpnia 2015

Ja z teatru, bez telewizora.

Jadę w największy upał - termometry w stolicy pokazują 48 stopni - pociągiem z teatru. W przedziale piekło, co nie jest już dla mnie szokujące, opóźnienie o dziwo minimalne - dwudziestominutowe, miłe zaskoczenie. Osiem na osiem miejsc zajętych. Kreatywność na pełnych obrotach - wszystkie gazety, bilety i przypadkowo znalezione kartki zamieniają się w wachlarze. Nikt nic nie mówi, tylko pani na przeciwko mnie ma tysiące problemów. Jednym z nich jest fakt, że młode blondynki są takie niewychowane, że nóż się w kieszeni otwiera. Domyślam się, że mogę być jej ofiarą, więc zerkam nerwowo w kierunku jej torebki. Noża nie ma, tak myślę. Jedziemy.
Wywiązuje się dyskusja, typowa dla pociągowych znajomości - kto skąd i dokąd jedzie. Spowiadamy się po kolei - ci wracają z gór, starsza pani od córki z Krakowa, jeszcze ktoś inny od lekarza, moja hipotetyczna morderczyni - z pracy, sprzedaje bilety na pociąg, 12 godzin dziennie, co dwa dni. Pot się ze mnie leje, w głowie ciągle żywe obrazy ze spektaklu, nie mogę znaleźć biletu, a widzę zbliżającego się konduktora, więc rzucam tylko niedbale: ja z teatru. I wtedy słyszę najgłupsze pytanie: A po co to łazić do teatru? Telewizji pani nie ma? Parafrazując - nóż się w kieszeni otwiera.
Ślę moje ulubione spojrzenie spod byka i ostentacyjnie zakładam na uszy słuchawki. Widzę, że niezadowolona współpasażerka rusza jeszcze ustami, ale ja już jej nie słyszę - muzyka podgłośniona na maksa. Po chwili nie wytrzymuję. Pani tak serio? - pytam, słysząc w swoim głosie agresywny ton. Czuję, że będzie wojna, a na wojnę nie mam chwilowo sił. Nie czekam, więc na odpowiedź. Mówię, że owszem - nie mam telewizora i że łazi się do teatru z co najmniej stu powodów. 
W domu leżę przy wentylatorze. Nogi na zimnej ścianie. Obok lemoniada. Na rozrzuconych kartkach zapisuję.

1. Po mądrość.
2. Po kreatywność.
3. Po wzruszenie. 
4. Po odwagę.
5. Po samego siebie.
6. Po tolerancję.
7. Po nowe spojrzenie na sprawy ważne i mniej ważne.
8. Po zrozumienie.
9. Po bliskość i przyjaźń.
10. Po takie szczęście niewyobrażalne.
11. Po optymizm i różowe okulary.
...
...

Powody mnożą się same. 
Kilka dni później zostawiam tę długą listę, schowaną w kopercie, w kasie biletowej na Dworcu Centralnym. Spotykamy się znowu w pociągu, przypadkiem trochę zaplanowanym. Kiwa mi głową. Jedziemy, bez opóźnienia, w mniejszej temperaturze niż ostatnio, w proporcji trzy na osiem. Milczymy. Gdzieś w okolicach Żyrardowa pani spod okna pyta: A panie skąd wracają? Zastanawiam się - będzie ta wojna czy jej nie będzie? Z pracy. Kolej na mnie. Zanim odpowiadam, słyszę: A ta pani pewnie z teatru. Zazdroszczę. Tyle lat nie byłam w teatrze... To był błąd. Uśmiechamy się do siebie. 


2 komentarze:

  1. Uwielbiam teatr i filharmonie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna historia. Ja tez często prosto z teatru :) i tez mnie niektórzy pytają po co ja do tego teatru tak latam (a i tak wiedza tylko o małej części obejrzanych przeze mnie spektakli:))

    OdpowiedzUsuń