sobota, 14 lutego 2015

50 twarzy Grey'a, czyli erotyzm żałosny.



Na czym jak na czym, ale na książkach znam się raczej dobrze. Czytam, bo lubię; od dawna nie zdarza mi się czytać, bo muszę (ostatni taki raz przydarzył mi się przy Cierpieniach młodego Wertera). Przeżyłam (to słowo jest najodpowiedniejsze) wiele książkowych historii, utożsamiałam się z wieloma bohaterami (w liceum doszłam na przykład do wniosku, że moim alter ego jest Cezary Baryka), buntowałam się, płakałam i śmiałam nad książką tysiące razy.
Nie pamiętam już dokładnie, kiedy przyszła moda na pana Grey’a. Rzadko ulegam jakimkolwiek modom, książkowym szczególnie, toteż z trudnością przychodzi mi umiejscowienie w czasie tego wydarzenia. Wszyscy czytali Grey’a i wszyscy zachwycali się szczegółowymi opisami aktów seksualnych. A niech to, i ja zechciałam przeczytać tę książkę. „Skoro zachwyca tylu czytelników, musi być w niej coś nieprzeciętnego” – myślałam. Chciałabym ten moment wymazać z mojej pamięci. Naprawdę niczego w życiu nie żałuję, ale chwilę, gdy sięgnęłam po tę książkę uważam za jeden z największych błędów w moim życiu. Dlaczego? Najprościej – nienawidzę marnować czasu.
Książki oczywiście nie skończyłam. Chyba można nawet powiedzieć, że dobrze jej nie zaczęłam. Historia dla zdesperowanych dziewczynek, które myślą, że aspirują na kobiety. Ewentualnie dla niezdarnych facetów, którzy nocami, z latarką pod kołdrą, próbują zwęszyć fenomen seksownego Grey’a i zrozumieć o czym myślą i marzą kobiety.
A obrażajcie się – proszę bardzo. Spodziewam się niepochlebnych komentarzy, ale wolność słowa pozwala mi pisać, co uważam za właściwie. Więc, drogie panie, zanim zaczniecie piszczeć na widok plakatu reklamującego ekranizację tej nic nie wnoszącej książki, uświadomcie sobie, że wyglądacie naprawdę zabawnie. Wasza wewnętrzna bogini na pewno nie jest z Was dumna i – jestem o tym przekonana - nie wykonuje ani jednego salta (naprawdę takie bzdury są powypisywane w tej – wybaczcie wszyscy prawdziwi pisarze – książce czy cytaty w Internecie są wymyślone? Wolałabym wierzyć w tę drugą wersję) A wy, drodzy panowie, nie męczcie się dłużej – choć książka liczy o wiele więcej stron niż twarzy ma tytułowy pan Grey, nie znajdziecie w niej ani jednej cennej rady, jak uwieść i zatrzymać przy sobie kobietę.
I nawet miałabym w nosie tę całą ekscytację wymuskanym lalusiem i zdesperowaną dziewczynką oraz ich namiętnym seksem, gdyby nie smutny fakt. Teatry, księgarnie, biblioteki – puste. Kina, gdy grają naprawdę dobre i warte obejrzenia filmy, też. A na premierę zabawnej historii bilety kupione kilka tygodni wstecz i entuzjazm jak przed pierwszym razem (czegokolwiek ten pierwszy raz dotyczy).
Moja wewnętrzna bogini (śmiać się czy płakać?) bardzo nad tym ubolewa. I złości się, i skacze, i może nawet kręci piruety. O erotyzmie też można pięknie i mądrze, tylko czemu wtedy nikt nie słucha? Podzielającym moje zdanie (jak i wszystkim, którzy chcą się „nawrócić”) polecam spektakl „Klaps! 50 twarzy Greya” w Teatrze Polonia w Warszawie. Kpina i ironia może trochę mniej dosadna niż moja, bardziej do – teraz nawet to słowo mnie uwiera – przełknięcia.
 
Miłościowego wieczoru! Jeśli wybieracie się dziś do kina, trafiajcie w dziesiątkę, nie pięćdziesiątkę. Tyle dobrych filmów czeka na obejrzenie – Carte Blanche, Teoria wszystkiego czy Gra tajemnic.

Ja biegnę do teatru. A jutro Mistrz w Teatrze Polskim w Warszawie…


3 komentarze:

  1. Wielki Brat patrzy19 lutego 2015 09:40

    Nie ma to jak usuwanie krytyki...:D "Och, ktoś ma inne zdanie niż moje:( Ależ on jest zły! Usunę, żeby czasem ktoś nie zauważył..." Dno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź głęboki wdech! Spokojnie, krytyki nie usuwam, wręcz przeciwnie chętnie ją przyjmuję:) Ale co ma krytyka do wchodzenia w moje łóżko? Zajrzyj w swoje Wielki Bracie, a najlepiej - wyjdź z niego :) Pozdrawiam i czekam na krytykę z sensem!

      Usuń
  2. zgadzam się , ten film jest dla dzisiejszych typowych szesnastolatek...ani to romantyczne ani hm podniecajace

    OdpowiedzUsuń